26.02.2005 :: 10:15
No i mamy weekend. Jak ja nie nawidzę tych sennych poranków, kiedy połowa z pośród mieszkających ze mn ludzi nie może sie zwleć z łóżka. To do prawdy przygnębiający widok oglądać coś takiego. Jednak nie to jest najgorsze. O wiele bardziej dołujący jest fakt, iż wieczory nie zapowiadają sie lepiej. Imprez się nie organizuje więc nie ma innej opcji jak siedzieć w domu lub ewentualnie przejść się do znajomych i wysłuchiwć ich radosnego biadolenia, na co dziś nie mam najmniejszej ochoty. Przykro mi bardzo, ale jak widać nie zawsze jest mi do śmiechu. Akurat dziś, a przynajmniej w tej chwili najchętniej zamkęłabym się w swoim pokoju i udawała, że mnie nie ma. Niestety będe musiała zrezygnować z tej przyjemności, ponieważ muszę wybyć z domu, aby uniknąć spotkania z gośćmi, którzy zwykle zjawiają się w sobotnie popołudnia. Żeby nie było nieścisłości. Jestem osobą bardzo towarzyską, ale nie mam ochoty na błazenady i przyklejanie do twarzy uśmiechu, który dzisiaj dobrowolnie się nie pojawi. Tak więc ( wiem, że w ten sposób nie zaczyna się zdania, ale dziś mam to w nosie ) zniknę na kilka godzin i wrócę jak całe towarzystwo się rozejdzie...